piątek, 29 lutego 2008

narkotyki, mimetyki i inne fiki miki

To straszne do czego człowiek potrafi się doprowadzić zaledwie w tydzień.

No dobra nie człowiek tylko ja i nie w tydzień tylko to trwało już
trochę dłużej.
Anyway.
Cały ostatni tydzień był kumulacją wielu spraw i problemów jakie mi
sie piętrzyły od dłuższego czasu. Zacznę od sprawy najprostszej: moi
rodzice po 2 miesiacach odkąd mama powiedziała tacie dostali
zaproszenia do sądu na sprawę rozwodową. Nie będę wnikał w szczegóły
ale atmosfera jest napięta jak struna kontrabasu tuż przed zerwaniem.
Kolejną sprawą są moje dzikie przejścia z kompem. Otóż jakiś czas temu
padł zasilacz, kupiłem nowy, ten się spalił, serwisowany był prawie 10
dni (do wtorku) i dzisiaj okazało sie że zgubiłem taką małą
końcuweczkę wtyczki bez której kompa nie włączę.
Jest też kwestia, o której większość z Was, czytelników, wie a Ci co
nie wiedzą to tak zostanie bo im mniej wiesz tym krócej zeznajesz i na
tym krócej Cię posadzą. Generalnie chodzi o kwestię, która rozpoczęła
się pewnym koncertem i mam nadzieje że nie zakończy się ostatnim
spektaklem, czego sobie i Wam życzę albowiem jestem świadom istnienia
pewnego gremium które maczało w tym palce od niemal samego początku a
że są to, z tego co mi wiadomo, ludzie darzący mnie, jak i innych
zainteresowanych, szczerą sympatią, liczę na to iż pewne błędy w
interpretacji uda sie naprawić ku ogólnoświatowemu jak i niebywale
lokalnemu zadowoleniu. Bo trzeba sobie zadać zajebiście ważne pytanie: czyje szczęście tak naprawdę się liczy.

Niestety pod wpływem ciążących nade mną różnorakich niepokoi, jak i po to aby zrobić mamie na złość wypaliłem z nią Davidoffa slima za co wszystkich uniżenie przepraszam.

dobranoc

1 komentarz:

dąbrola pisze...

no dobra to było jakiś czas temu, a co u Ciebie nowego?

(my - cierpiący na brak Twoich błyskotliwych tekstów)